Sebastian Rosenbaum i Bogusław Tracz o roku 1945 na Górnym Śląsku
Podczas Targów Książki w Katowicach zaprezentowano książkę „Punkt zwrotny. Rozmowa o roku 1945 na Górnym Śląsku” Sebastiana Rosenbauma i Bogusława Tracza (wydawnictwo Biblioteki Śląskiej). Rozmowę z autorami prowadził Ryszard Kaczmarek, który przyznał: – Nie przypominam sobie książki podobnego typu, o takim zakresie i w takiej formie. To wyjątkowe przedsięwzięcie na tle badań o powojennym Śląsku.
Autorzy książki określili rok 1945 mianem „punktu zwrotnego” – momentu, w którym historia Śląska uległa radykalnej przemianie. – To był rzeczywiście turning point – moment, w którym wszystko się zmieniło. Rok ten przyniósł nie tylko koniec wojny, ale także całkowitą zmianę przynależności państwowej i kulturowej regionu – wskazał Sebastian Rosenbaum.
Śląsk przestał być pograniczem polsko-niemieckim, a jak stwierdzono w dyskusji, „granica przesunęła się o trzysta kilometrów – to kolosalna zmiana, jakiej wcześniej nigdy nie było”. To, co nastąpiło po wojnie, było próbą rozpoczęcia wszystkiego od nowa.
Jednocześnie Sebastian Rosenbaum zwrócił uwagę na ciemną stronę roku 1945 – tragedię ludności cywilnej, przemoc Armii Czerwonej i zniszczenia. – To był armagedon. Masakry, gwałty, deportacje, palenie miasteczek. A tego w historiografii prawie nie ma. Polska historiografia zbyt często pomija dramatyzm tego okresu. A jak pisał Miłosz, jak coś nie jest nazwane, to zmierza do nieistnienia – mówił autor. I wskazał, że jednym z celów książki jest właśnie nazwanie i upamiętnienie tych wydarzeń.
Obaj badacze podkreślili, że publikacja jest nie tylko opracowaniem historycznym, ale także głosem w obronie pamięci. – Pisaliśmy ten pamflet, bo nie jest to klasyczne opracowanie historyczne, żeby na to zwrócić uwagę – mówił Bogusław Tracz. – Książka przypomina, że rok 1945 był dla regionu czasem nadziei i odbudowy, ale także głębokiej traumy, której skutki odczuwane są do dziś. (et)
Spotkanie ze Zbigniewem Rokitą wokół książki „Aglo. Banką po Śląsku”
Nowa książka Zbigniewa Rokity, laureata Nagrody Literackiej „Nike” 2021, autora „Kajsia” i „Odrzani”, była bohaterką rozmowy na Targach Książki w Katowicach, którą prowadził Marcin Musiał.
Autor, podróżując słynną siódemką – tramwajem, którego trasa wije się między Katowicami, Chorzowem, Świętochłowicami i Bytomiem, prowadzi czytelników przez zakamarki skomplikowanej historii i tożsamości regionu.
Zbigniew Rokita podkreślał, że „Aglo” to zapis jego doświadczeń z ostatnich pięciu lat życia w Katowicach. – Nie ma nic ważniejszego dla reportera, poza może wyobraźnią i wrażliwością, niż dystans. Rzeczy z dystansu są po prostu lepiej widoczne. Ja do Śląska być może tracę jakiś dystans. Ta książka jest owocem moich ostatnich pięciu lat, które akurat się pokrywają z pięcioma latami od „Kajś”.
Książka jest próbą opisu współczesności regionu, który autor uznaje za jedno z niewielu miejsc, gdzie teraźniejszość okazuje się ciekawsza niż historia.
Autor mówił o przemianie, jaka dokonała się w postrzeganiu Śląska – stał się atrakcyjną, rozpoznawalną marką. Zwrócił uwagę, że Śląsk stał się dziś „modny”, a kultura i tożsamość regionu zaczęły budzić szerokie zainteresowanie w całej Polsce.
W rozmowie pojawił się wątek Erwina Sówki – śląskiego mistyka i malarza – którego postać stała się dla Rokity ważnym punktem odniesienia. Autor wspominał swoje odkrycie pracowni Sówki i jego niezwykłą wizję Śląska jako „słońca, które jeszcze nie zapłonęło”.
Dyskutowano także o śląskich elitach i samoświadomości regionu. Autor wskazywał, że „myślenie śląskie” bywa zasadniczo inne od polskiego — zwłaszcza w postrzeganiu narodowości, języka i historii.
Zbigniew Rokita mówił o etycznych i emocjonalnych aspektach pracy reportera, przywołując spotkanie z prof. Joanną Rostropowicz, która po raz pierwszy publicznie opowiedziała o swojej traumie wojennej.
W dyskusji z publicznością poruszono m.in. problem ograniczania śląskości do samej aglomeracji katowickiej i potrzebę szerszego spojrzenia na Śląsk jako całość. Rokita przyznał, że ten problem dostrzega i że „Aglo” celowo skupia się na aglomeracji jako na metaforze współczesnego Śląska, a nie jego pełnym obrazie.
Mówił też o najbliższych planach: – Kolejną książkę, czego nie ukrywam, piszę o Mongolii, bo chciałem znaleźć coś już tak dalekiego geograficznie, na wszelki możliwy sposób, odległego od Śląska, żeby móc się w to zagłębić, żeby móc napisać z dystansem. Na Śląsku dla mnie już nie ma co odkrywać. Oczywiście, przychodzą kolejne osoby, które coś nowego odkryją, ja już sobie swoje odkryłem i to na dwa sposoby. Z odległości, pisząc bardzo dużo o przeszłości, o swojej rodzinie – w „Kajś”. I po raz drugi w inny sposób, nie neoficki, tu mieszkając. Pisałem głównie o teraźniejszości, bo książka „Aglo jest książką bardzo mocno zależną z tym, co się teraz dzieje na Śląsku”. (et)
Prof. Stanisław Obirek o polskim zniewoleniu przez katolicyzm
Artur Nowak i Stanisław Obirek, autorzy głośnych „Babilonu” czy „Gomory”, w swojej najnowszej książce „Gehenna. Kościelna okupacja Polski” (Agora) rozprawiają się z narzuconą przez Kościół narracją.
Podczas spotkania na Targach Książki w Katowicach prof. Stanisław Obirek, przedstawiający się jako agnostyk i antropolog kultury, prezentował tezę, że Kościół katolicki pełnił w Europie rolę kolonizatora, narzucając jednolity sposób myślenia i wypierając lokalne kultury. Polska – jego zdaniem – również została skolonizowana religijnie, choć nie dostrzeżono tego, utożsamiając katolicyzm z tożsamością narodową.
– Coś niedobrego się w naszym kraju stało, że zniewolenie jest uważane za najwyższe dobro – mówił prof. Obirek. – A krytyka Kościoła jest odbierana jako atak na polskość.
– Dołączyłem do zakonu w wieku 20 lat i w wieku 49 lat zdecydowałem, że to nie jest mój dom. Wiele elementów tej doktryny budziło moje wątpliwości. Kiedy opuściłem zakon, zacząłem żyć na własny rachunek i nie musiałem nikogo pytać o zgodę, by móc swoje myśli uzewnętrznić – opowiadał były jezuita.
W trakcie spotkania porównał sytuację Polski z Czechami i Irlandią – krajami, które zdołały zredukować wpływ Kościoła. – Model irlandzki pokazuje, że społeczeństwo może przejąć odpowiedzialność za siebie i odebrać Kościołowi monopol moralny – wskazywał prof. Obirek.
Szczególne miejsce w wystąpieniu zajęła krytyczna ocena mitu Jana Pawła II. Zdaniem prof. Obirka, jego pontyfikat, wspierając konserwatyzm, zahamował procesy otwarcia Kościoła.
– Ta książka do tej pory jest i zapewne będzie przemilczana przez ludzi Kościoła. Oni nie przyjmują nawet możliwości kwestionowania ich narracji. To są szczęśliwi niewolnicy, którzy boją się otwarcia klatki, którzy boją się zerwania łańcucha, bo świat jest za wielki, nieznany, przerażający. Trzymajmy się autorytetu świętego Jana Pawła II. A my mówimy, to nie jest dobra droga.
Na zakończenie spotkania postulował rozmowę o Kościele jako równym partnerze w debacie publicznej, a nie hegemonie ustalającym warunki.
Prof. Obirek nawiązał do Kanta: – Oświecenie polega na wzięciu odpowiedzialności za swoje życie. Dlaczego musimy odpowiedzialność ciągle delegować na tych, którzy wiedzą lepiej od nas? Wejdźmy w rzeczywistość samostanowienia, emancypacji i ustalajmy sobie życie na własnych warunkach.
Spotkanie z Michałem Jędryką wokół książki „Szlagier dla Hitlera”
„Szlagier dla Hitlera” Michała Jędryki (Wydawnictwo Naukowe Śląsk) to opowieść, która wyrosła z historii i tożsamości Górnego Śląska. –To jest banał, jeżeli powiem, że Śląsk jest jakimś wyjątkowym regionem, ale tak jest – zaznaczył autor. I podkreślił, że jego zdaniem nie da się „jeden do jeden odwzorować historii Polski na historii Śląska”, bo śląskie losy są zbyt złożone i często niezrozumiałe dla osób spoza regionu.
Inspiracją do napisania „Szlagiera dla Hitlera” było rodzinne zdjęcie znalezione po śmierci babci. – Na jednym zdjęciu był zespół w otoczeniu dziewcząt, który się nazywał The Jolly Boy’s Band. Pomyślałem sobie – gdzie? Jak? Na Górnym Śląsku? – wspominał Jędryka. Tropiąc ślady widocznych na fotografii muzyków, odkrył historię dwóch mężczyzn: swojego dziadka Bernarda Jędryki i jego kolegi Maksymiliana Jarczyka, który zrobił karierę w Niemczech jako Michael Jary. – Jeden z nich był moim dziadkiem, którego nigdy nie poznałem, a drugi potem został autorem muzyki do najbardziej kasowego filmu w historii Niemiec – opowiadał.
Spotkanie przerodziło się w opowieść o pamięci i zapomnieniu. Autor mówił, że przez lata rodzina traktowała muzykującego dziadka z dystansem. To była część rodziny, którą spychano w cień. Pisząc książkę, Jędryka próbował przywrócić jego historię i zrozumieć, skąd w śląskiej rodzinie robotniczej mógł się wziąć artysta.
Nie zabrakło też wątków lokalnych. Autor przypomniał, że przed wojną w Siemianowicach planowano stworzyć „polskie Hollywood”. – Miały być gwiazdy i filmy, a… wyszło jak zwykle. Powstał jeden film, niedawno odnaleziony po latach w archiwach. Nosi tytuł „Niewolnicy życia”. Cóż o nim można powiedzieć dobrego? Że jest to pierwszy polski zapis procesów przemysłowych, sceny kręcono w hucie Laura oraz że odnajdziemy tam stare Siemianowice. Być może Bernard znalazł się tam gdzieś wśród statystów?.
Jędryka zdradził również, że pracuje nad nową książką – „bardzo makabryczną, krwawą, ponurą i czarną”. Jej tematem mają być „bohaterowie i zdrajcy” w śląskich rodzinach, a punktem wyjścia – prawdziwe historie przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Na pytanie o ewentualną ekranizację „Szlagiera dla Hitlera”, autor odpowiedział z uśmiechem: – Cóż, chciałbym. Byłaby to kolejna adaptacja po „Ołowianych dzieciach”. Widzę potencjał filmowy, ale ten potencjał jest za duży, żeby go udźwignęła polska kinematografia. Może koprodukcja byłaby rozwiązaniem. (et)
Spotkanie z Keum Hee Kim, koreańską miłośniczką roślin
W targową niedzielę odbyło się spotkanie z południowokoreańską pisarką Keum Hee Kim, autorką książki „Rok wśród kwiatów. Dziennik koreańskiej miłośniczki roślin” (W.A.B.), po raz pierwszy przetłumaczonej na język polski. Pisarka mieszka w Seulu z mężem i ponad siedemdziesięcioma roślinami, które są dla niej nie tylko dekoracją, ale prawdziwymi towarzyszami życia.
– Na początku nie myślałam, że książka odniesie sukces. Po prostu pisałam o tym, co najbardziej kocham – o roślinach. A jeśli dzięki książce mogę kupić kolejną doniczkę, to tym lepiej – mówiła autorka, którą prowadziła Marta Sudnik-Paluch, tłumaczył Changil You.
Keum Hee Kim zwróciła uwagę, że obecny na całym świecie trend uprawiania roślin nie jest przypadkiem. Jej zdaniem to powrót do czegoś bardzo pierwotnego: – Rośliny istniały na długo przed nami. Myślę, że w pewnym sensie w naszej genetycznej pamięci zapisane jest pragnienie, by mieć je blisko siebie. Nie tylko jako dekorację, ale jako część codzienności.
Keum Hee Kim podkreślała, że rośliny uczą cierpliwości i akceptacji życia takim, jakie jest.
Pisarka opowiadała także o koreańskiej tradycji i symbolice drzew: – W każdej koreańskiej wiosce przed bramą rosło ogromne drzewo. Każdy, kto chciał wejść lub wyjść, musiał się pod nim zatrzymać. Drzewo było świadkiem i strażnikiem.
Jeden z fragmentów, który odczytała podczas spotkania, nawiązywał do tzw. „roślinnego optymizmu”: „Przebywanie w towarzystwie roślin nie wymaga surowej analizy, bo obcowanie z nimi jest równoznaczne z trafieniem do doskonałego świata funkcjonującego wedle zasad, których nie rozumiem. Nie żywię wobec nich wątpliwości czy braku zaufania, raczej podziwiam je i odnajduję swego rodzaju inspirację do działania”.
Autorka dzieliła się też praktycznymi poradami dotyczącymi opieki nad roślinami: – Czasem za bardzo się staramy. Dajemy roślinom za dużo wody, za dużo uwagi. A ttrzeba po prostu pozwolić im być.
Keum Hee Kim zauważyła, że w jej kraju młodzi ludzie coraz rzadziej sięgają po książki, a częściej po krótkie teksty w internecie. Jednak – jak dodała – wśród młodzieży rodzi się też nowy, społeczny sposób czytania: – Nie czytają już samotnie. Spotykają się, komentują, wymieniają się przemyśleniami. Książka staje się punktem wyjścia do rozmowy.
Kiedy zapytano ją o popularne gatunki literackie w Korei, odpowiedziała, że coraz większym zainteresowaniem cieszy się tzw. healing literature – literatura terapeutyczna. – To książki, które nie tylko opowiadają historie, ale pomagają leczyć nasze traumy, uspokajać umysł. Myślę, że „Rok wśród kwiatów” też należy do tej kategorii.
Na zakończenie powiedziała: – Ludzie i rośliny mają wspólny cel – przetrwania.
Kim Keum Hee zadebiutowała jako pisarka w 2009 roku, wygrywając coroczny wiosenny konkurs literacki Hankook Ilbo. Jest autorką wielu książek, w tym zbiorów opowiadań „Sentimentality Works Only for a Day or Two”, „Too Bright Outside for Love”, „Only One Person’s Possession” i „We’re from Pepperoni”, powieści pełnometrażowej „Kyungae’s Heart”, „Dear Bokja”, „The Greenhouse Repair Report” i „First Summer, Wanju”, noweli „Maegi”, „My Love”, opowiadań „Christmas Tile”, opowiadania „I Will Think About That for a Very Long Time”, zbioru esejów „Every Word but Love”, „The Diary of a Korean Plant Parent” i „My Polar Journal”. Jest laureatką wielu nagród, w tym Nagrody Literackiej Shin Dong-yup, Nagrody Młodych Pisarzy Munhakdongne, Nagrody Literatury Współczesnej, Nagrody Woohyun za Sztukę, Nagrody Literackiej Kim Seung-ok oraz Nagrody dla Młodych Artystów Today’s. (et)
Czy sztuczna inteligencja zastąpi pisarzy?
Dr Monika Karwacka, badaczka literatury z Uniwersytetu Śląskiego, ekspertka od humanistyki cyfrowej, w rozmowie z Iwoną Kwaśny, dziennikarką Radia Katowice, opowiadała podczas Targów Książki w Katowicach o eksperymentach literackich ze sztuczną inteligencją. Podała przykład japońskiej autorki, której tekst wygrał w konkursie literackim, po czym ona sama ujawniła, że został częściowo wygenerowany przez AI. Dr Karwacka uznała to za celową i potrzebną prowokację – pokazującą, że czytelnicy nie potrafią już rozróżnić ludzkiego stylu od maszynowego. To, zdaniem badaczki, ujawnia naszą utratę wrażliwości i krytycyzmu wobec tekstu.
N pytanie, czy pisarze mają jeszcze rację bytu w dobie AI, dr Karwacka uważa, że owszem, przetrwają, ale zmieni się sposób ich pracy. Coraz więcej twórców korzysta ze sztucznej inteligencji jako asystenta pisania – do redakcji tekstu, dopracowania stylu, generowania pomysłów czy porządkowania narracji. AI ma być wsparciem, nie zastępstwem. Jednak niektórzy autorzy przyznają, że znaczną część ich dzieł tworzy już AI, co rodzi pytania o autentyczność i granice twórczości.
Sztuczna inteligencja, zdaniem ekspertki, może zdominować literaturę popularną – proste romanse, kryminały, thrillery – gdzie schematy narracyjne są przewidywalne. Jednak literatura wysoka, pełna symboli, emocji i indywidualnego stylu, pozostanie domeną człowieka. Pisarze tacy jak Nabokov, Márquez, Szymborska czy Lem są nie do zastąpienia, ponieważ AI nie potrafi tworzyć z prawdziwego doświadczenia i intuicji.
– Sztuczna inteligencja działa w oparciu o predykcję językową – łączy słowa jak klocki LEGO, tworząc logiczne, ale powierzchowne ciągi. Choć AI potrafi tworzyć estetyczne wiersze, często brak im głębi emocjonalnej i ludzkiej nieprzewidywalności. Bez krytycznego myślenia i refleksji użytkownika AI nas „rozleniwi” intelektualnie, prowadząc do zaniku umiejętności pisania, czytania i myślenia twórczego – ostrzega badaczka.
I apeluje o wprowadzenie edukacji AI w szkołach średnich, gdzie uczniowie nauczą się świadomego, krytycznego i etycznego korzystania z nowych technologii. Jednocześnie podkreśla, że nauczyciele także potrzebują szkoleń, by nie bać się AI i umieć o niej mądrze rozmawiać z uczniami.
Coraz częściej ludzie, w tym młodzież, wchodzą w relacje emocjonalne z AI – rozmaiają z chatbotami, które oferują bezwarunkową akceptację. Dzieci nie rozumieją, że to algorytm, a nie osoba. To zjawisko może prowadzić do izolacji społecznej i utraty umiejętności komunikacji. Ekspertka przestrzega, że choć sztuczna inteligncja może być terapeutą, partnerem rozmowy czy wsparciem, nie powinna zastępować relacji międzyludzkich.
Dr Monika Karwacka mówiła też o tym, że polski język – bogaty, fleksyjny i złożony – okazał się wyjątkowo atrakcyjny dla trenowania modeli AI. Powstał polski model językowy Bielik, wytrenowany w całości na polskich danych językowych, który promuje niezależność od globalnych Big Techów. Dr Karwacka wskazuje, że to szansa dla polskiej kultury i humanistyki cyfrowej, by rozwijać własne rozwiązania.
– Sztuczna inteligencja nie jest demonem, dopóki człowiek nie przestanie myśleć – podkreśliła dr Karwacka. – Wszystko zależy od nas, to ludzie tworzą, trenują i nadają kierunek AI. Jeśli zachowamy krytyczne myślenie, wrażliwość i ciekawość świata, technologia pozostanie narzędziem, nie zagrożeniem. (et)
Jak rozumieć siebie nawzajem? O kulturze i języku w wykładzie dr. Changila You
Dr Chang Il You, językoznawca z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, kierownik Centrum Języka i Kultury Koreańskiej UŚ, kierownik Centrum Współpracy Polska-Korea Południowa UŚ, związany również z Akademią Dyplomacji UŚ, podczas Targów Książki w Katowicach wygłosił wykład pt. „Na styku myśli – Korea i Polska w dialogu”.
Badacz, który pochodzi z Korei Południowej, ale od kilkunastu lat mieszka w Polsce i zajmuje się badaniem grzeczności językowej, zajmująco opowiadał licznie zgromadzonej publiczności o różnicach i podobieństwach w kulturze i języku Polaków i Koreańczyków.
– Choć dzieli nas geografia i historia, oba narody mają zaskakująco wiele wspólnego. Polska i Korea Południowa doświadczyły utraty niepodległości i presji ze strony silnych sąsiadów, jednak mimo to zachowały własny język i kulturę. Dla obu język stał się symbolem tożsamości i wolności – wskazywał dr Chang Il You.
Zwrócił uwagę, że Polacy i Koreańczycy są podobnie emocjonalni i ekspresyjni, ale inaczej okazują uczucia i szacunek. W Korei bliskość wyraża się poprzez dystans i odpowiednie formy językowe, a nie bezpośredniość. Ukłon jest podstawową formą powitania, a hierarchia – elementem codziennych relacji. Z tego powodu Koreańczycy często pytają o wiek rozmówcy, by wiedzieć, jak właściwie się zwracać.
W relacjach międzyludzkich dominuje kolektywizm – w języku koreańskim mówi się „nasza mama” czy „nasza szkoła”, podkreślając wspólnotowe myślenie. W kulturze polskiej natomiast silniejszy jest indywidualizm i bezpośrednia komunikacja.
Chang Il You zauważył, że globalizacja i kontakt z kulturą Zachodu wpływają na zmiany w zachowaniach Koreańczyków, ale tradycyjny system hierarchiczny wciąż pozostaje ważny w rodzinie, pracy i edukacji.
Na zakończenie podkreślił, że prawdziwe porozumienie międzykulturowe wymaga ciekawości i otwartości. (et)
Spotkanie z Markiem Krajewskim – podróż do źródeł mroku
„Głos z piekła” to tytuł najnowszej książki mistrza kryminału retro Marka Krajewskiego. Jej akcja toczy się w Legnicy i okolicach. Autor podczas spotkania na Targach Książki w Katowicach zdradził, że wybór tej lokalizacji był wynikiem jego podróży po Dolnym Śląsku w ramach telewizyjnego programu kulinarno-detektywistycznego, „Górna półka smaku”. Wtedy uświadomił sobie, że jego dotychczasowa twórczość była „wratislawiocentryczna”, skupiona niemal wyłącznie na Wrocławiu. Chcąc to zmienić, wybrał Legnicę – miasto pełne tajemnic i historii – jako scenerię dla nowej powieści.
Krajewski ujawnił, że pierwotny tytuł książki brzmiał „Podróż do źródeł mroku”. – Ta podróż jest bardzo istotna, mój bohater przeżywa tę podróż, ona dokądś go prowadzi, do pewnych mrocznych zakamarków jego przeszłości. Podróż to jest ważne słowo klucz dla zrozumienia tej powieści – mówił Marek Krajewski. Autor rozważał także tytuł „Vox Diaboli” (Głos diabła), będący grą z łacińskim przysłowiem Vox populi, vox Dei.
Jak zdradził pisarz, w powieści pojawia się znany z wcześniejszych jego książek bohater – Eberhard Mock, tym razem w roli drugoplanowej. Pierwsze skrzypce gra jednak młody psychiatra Herbert Anwaldt, znany z debiutanckiej powieści „Śmierć w Breslau”.
Z humorem wspominał o powrocie Eberharda Mocka, ukochanego przez czytelników detektywa, którego – jak sam przyznał – „trudno na długo zostawić”. W „Głosie z piekła” Mock pojawia się jako tajemniczy protektor Anwalda, działający w cieniu i wykorzystujący swoje charakterystyczne, nie zawsze ortodoksyjne metody.
Marek Krajewski nazwał „Głos z piekła” literackim spin-offem, rozwijającym postać dotąd drugoplanową. Fabuła skupia się na badaniu przypadku dziewczyny uznanej za opętaną, a tytułowy „głos z piekła” staje się metaforą zarówno demonicznego, jak i wewnętrznego, psychicznego cierpienia.
Autor podkreślił, że w książce zestawia trzy perspektywy rozumienia zjawiska opętania: naukową – psychiatryczną, racjonalną; religijną – związaną z wiarą w istnienie demonów oraz pośrednią – inspirowaną pracą niemieckiego filozofa Konstantina Traugotta Österreicha, który uważał opętanie za głos wypartych wspomnień.
Krajewski przyznał, że inspiracją była m.in. atmosfera klasycznego filmu „Egzorcysta”. Motto powieści stanowi sparafrazowany wers Emily Dickinson: „Korytarze mózgu bardziej nas straszą niż korytarze domów nawiedzonych przez duchy”.
Pisarz mówił też o znaczeniu lęku jako impulsu twórczego. Wspominał, że w młodości odczuwał irracjonalny strach po obejrzeniu „Egzorcysty”. W dalszej części spotkania Krajewski opowiadał o kontekście historycznym powieści – Niemczech lat 20. XX wieku, czasie kryzysu, chaosu i rodzących się sekt. W książce pojawia się fikcyjna sekta „dzikogłowców”, nawiązująca do autentycznych ruchów neopogańskich i mistycznych, które szerzyły się po I wojnie światowej.
Na zakończenie pisarz opowiedział o roli pisania w przezwyciężaniu własnych lęków i o tym, że twórczość kryminalna pozwala mu oswajać nie tylko strach przed złem, ale też egzystencjalne niepokoje współczesnego człowieka. (et)
Agata Listos-Kostrzewa o Bytomiu, pamięci i tożsamości
Agata Listos-Kostrzewa podczas spotkania autorskiego na Targach Książki w Katowicach opowiadała o swojej książce „Ballada o śpiącym lwie” (wydawnictwo Dowody) – poruszającej opowieści o Bytomiu. Nominowany do Nagrody Grand Press reportaż, nazwany przez Zbigniewa Rokitę biografią miasta, odsłania złożone losy mieszkańców, architektury, chciwości i katastrofy klimatycznej.
Autorka podkreśliła w trakcie spotkania prowadzonego przez Małgorzatę Majewską, że chciała oddać głos samemu Bytomiowi i jego mieszkańcom, a nie pisać kolejny reportaż z perspektywy zewnętrznej obserwatorki. Miasto w jej książce jest żywym organizmem – poranionym, pamiętającym i pełnym emocji. Książka pokazuje, jak historia przemysłu, górnictwa i polityki kształtowała ludzkie losy oraz tożsamość regionu.
– Główna myśl, która mi przyświecała przy pisaniu tej książki, że jest to takie miejsce, które nie potrzebuje mieszkańców. Potrzebuje rąk do pracy. Że to wszystko, wszystkie procesy, które zachodziły już od poprzednich wieków, one wszystkie były skupione na tym, żeby były ręce do pracy. To, jak weryfikowano ludzi po wojnie, czyli kto się nadaje do pracy, niech mieszka w tym mieście, damy mu dom. A ci, którzy nie rokują, będą wysiedleni. A potem zamykano kopalnie i nikt się tymi ludźmi nie interesował.
Agata Listos-Kostrzewa przyznała, że praca nad książką była długim i trudnym procesem. Autorka nie pochodzi ze Śląska, więc musiała zdobyć zaufanie mieszkańców i nauczyć się słuchać ich opowieści – często bolesnych, przemilczanych przez lata.
– Lubię tę oddolną narrację, ze strony mieszkańców, który tam żyją, którzy musieli się dopasować do miasta, musieli się tam odnaleźć i nauczyć się tam żyć. Bądź żyją od pokoleń i radzą sobie z tymi wszystkimi przeciwnościami, które zsyła na nich to miasto – opowiadała.
W centrum książki znalazły się tematy utraty, pamięci i przynależności. Autorka unika uproszczeń i pokazuje Bytom w całej jego złożoności – jako miejsce wielokulturowe, naznaczone polskością, niemieckością i żydowskim dziedzictwem.
W rozmowie pojawiły się też wątki kobiece – trudna pozycja autorki w męskim świecie górnictwa oraz rola kobiet w historii miasta, często ukrytych za męskimi losami.
Książka ma strukturę mozaiki – opowieści, wspomnienia i obrazy tworzą wielogłosową narrację, w której miasto jest osią i tłem dla ludzkich historii. Autorka mówiła, że pisała z emocji i intuicji, pozwalając, by opowieść układała się sama.
Spotkanie pokazało, że książka porusza czytelników szczerością i empatią, a Bytom – przez lata niedoceniany i milczący – dzięki autorce znów przemawia własnym głosem. (et)
Śląsk niezatarty – spotkanie z Beatą i Pawłem Pomykalskimi
Beata i Paweł Pomykalscy, autorzy od urodzenia i z wyboru związani z ukochanym Górnym Śląskiem, w najnowszej książce „Śląsk niezatarty. Krajobrazowy reportaż z miejsc zapomnianych” (wydawnictwo Księży Młyn) zabierają czytelników w podróż po miejscach, które niegdyś tętniły życiem, a dziś opustoszałe – niszczeją.
Podczas Targów Książki w Katowicach opowiadali o podróżach i o swojej twórczości. – Nasze zainteresowania to Niemcy, Czechy, Włochy i Bałkany oraz oczywiści rodzinny Śląsk. To są te miejsca, w których się specjalizujemy, którym poświęcamy książki –mówiła Beata Pomykalska.
Rozmowa koncentrowała się jednak wokół najnowszej publikacji. – Nasza książka pokazuje bogactwo kulturowe Śląska. Wybraliśmy i opisaliśmy 40 obiektów, które reprezentują dziedzictwo regionu z różnych perspektyw, są tu opuszczone, zrujnowane pałace, kościoły, hale przemysłowe, uzdrowiska – opowiadał Paweł Pomykalski. – One wiele mówią bardzo dużo o życiu ludzkim, o tym, jak czasy się zmieniają, przemieniają, jak coś, co wydawało się inwestorom budowane być na zawsze, przemijało bardzo szybko i upadało czasem bardzo gwałtownie.
„Śląsk niezatarty” to opowieść o miejscach, które kiedyś były pełne życia, a dziś są tylko milczącymi pamiątkami.
– Bardzo byśmy chcieli, żeby nasza książka za parę lat była nieaktualna, aby opisane przez nas obiekty zostały pięknie wyremontowane i służyły jakimś celom – stwierdziła Beata Pomykalska.
Spotkanie zwieńczył pokaz zdjęć śląskich obiektów, miejsc zniszczonych przez ludzkie decyzje i bezlitośnie upływający czas. (et)















