Jak rozumieć siebie nawzajem? O kulturze i języku w wykładzie dr. Changila You
Dr Chang Il You, językoznawca z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, kierownik Centrum Języka i Kultury Koreańskiej UŚ, kierownik Centrum Współpracy Polska-Korea Południowa UŚ, związany również z Akademią Dyplomacji UŚ, podczas Targów Książki w Katowicach wygłosił wykład pt. „Na styku myśli – Korea i Polska w dialogu”.
Badacz, który pochodzi z Korei Południowej, ale od kilkunastu lat mieszka w Polsce i zajmuje się badaniem grzeczności językowej, zajmująco opowiadał licznie zgromadzonej publiczności o różnicach i podobieństwach w kulturze i języku Polaków i Koreańczyków.
– Choć dzieli nas geografia i historia, oba narody mają zaskakująco wiele wspólnego. Polska i Korea Południowa doświadczyły utraty niepodległości i presji ze strony silnych sąsiadów, jednak mimo to zachowały własny język i kulturę. Dla obu język stał się symbolem tożsamości i wolności – wskazywał dr Chang Il You.
Zwrócił uwagę, że Polacy i Koreańczycy są podobnie emocjonalni i ekspresyjni, ale inaczej okazują uczucia i szacunek. W Korei bliskość wyraża się poprzez dystans i odpowiednie formy językowe, a nie bezpośredniość. Ukłon jest podstawową formą powitania, a hierarchia – elementem codziennych relacji. Z tego powodu Koreańczycy często pytają o wiek rozmówcy, by wiedzieć, jak właściwie się zwracać.
W relacjach międzyludzkich dominuje kolektywizm – w języku koreańskim mówi się „nasza mama” czy „nasza szkoła”, podkreślając wspólnotowe myślenie. W kulturze polskiej natomiast silniejszy jest indywidualizm i bezpośrednia komunikacja.
Chang Il You zauważył, że globalizacja i kontakt z kulturą Zachodu wpływają na zmiany w zachowaniach Koreańczyków, ale tradycyjny system hierarchiczny wciąż pozostaje ważny w rodzinie, pracy i edukacji.
Na zakończenie podkreślił, że prawdziwe porozumienie międzykulturowe wymaga ciekawości i otwartości. (et)
Spotkanie z Markiem Krajewskim – podróż do źródeł mroku
„Głos z piekła” to tytuł najnowszej książki mistrza kryminału retro Marka Krajewskiego. Jej akcja toczy się w Legnicy i okolicach. Autor podczas spotkania na Targach Książki w Katowicach zdradził, że wybór tej lokalizacji był wynikiem jego podróży po Dolnym Śląsku w ramach telewizyjnego programu kulinarno-detektywistycznego, „Górna półka smaku”. Wtedy uświadomił sobie, że jego dotychczasowa twórczość była „wratislawiocentryczna”, skupiona niemal wyłącznie na Wrocławiu. Chcąc to zmienić, wybrał Legnicę – miasto pełne tajemnic i historii – jako scenerię dla nowej powieści.
Krajewski ujawnił, że pierwotny tytuł książki brzmiał „Podróż do źródeł mroku”. – Ta podróż jest bardzo istotna, mój bohater przeżywa tę podróż, ona dokądś go prowadzi, do pewnych mrocznych zakamarków jego przeszłości. Podróż to jest ważne słowo klucz dla zrozumienia tej powieści – mówił Marek Krajewski. Autor rozważał także tytuł „Vox Diaboli” (Głos diabła), będący grą z łacińskim przysłowiem Vox populi, vox Dei.
Jak zdradził pisarz, w powieści pojawia się znany z wcześniejszych jego książek bohater – Eberhard Mock, tym razem w roli drugoplanowej. Pierwsze skrzypce gra jednak młody psychiatra Herbert Anwaldt, znany z debiutanckiej powieści „Śmierć w Breslau”.
Z humorem wspominał o powrocie Eberharda Mocka, ukochanego przez czytelników detektywa, którego – jak sam przyznał – „trudno na długo zostawić”. W „Głosie z piekła” Mock pojawia się jako tajemniczy protektor Anwalda, działający w cieniu i wykorzystujący swoje charakterystyczne, nie zawsze ortodoksyjne metody.
Marek Krajewski nazwał „Głos z piekła” literackim spin-offem, rozwijającym postać dotąd drugoplanową. Fabuła skupia się na badaniu przypadku dziewczyny uznanej za opętaną, a tytułowy „głos z piekła” staje się metaforą zarówno demonicznego, jak i wewnętrznego, psychicznego cierpienia.
Autor podkreślił, że w książce zestawia trzy perspektywy rozumienia zjawiska opętania: naukową – psychiatryczną, racjonalną; religijną – związaną z wiarą w istnienie demonów oraz pośrednią – inspirowaną pracą niemieckiego filozofa Konstantina Traugotta Österreicha, który uważał opętanie za głos wypartych wspomnień.
Krajewski przyznał, że inspiracją była m.in. atmosfera klasycznego filmu „Egzorcysta”. Motto powieści stanowi sparafrazowany wers Emily Dickinson: „Korytarze mózgu bardziej nas straszą niż korytarze domów nawiedzonych przez duchy”.
Pisarz mówił też o znaczeniu lęku jako impulsu twórczego. Wspominał, że w młodości odczuwał irracjonalny strach po obejrzeniu „Egzorcysty”. W dalszej części spotkania Krajewski opowiadał o kontekście historycznym powieści – Niemczech lat 20. XX wieku, czasie kryzysu, chaosu i rodzących się sekt. W książce pojawia się fikcyjna sekta „dzikogłowców”, nawiązująca do autentycznych ruchów neopogańskich i mistycznych, które szerzyły się po I wojnie światowej.
Na zakończenie pisarz opowiedział o roli pisania w przezwyciężaniu własnych lęków i o tym, że twórczość kryminalna pozwala mu oswajać nie tylko strach przed złem, ale też egzystencjalne niepokoje współczesnego człowieka. (et)
Agata Listos-Kostrzewa o Bytomiu, pamięci i tożsamości
Agata Listos-Kostrzewa podczas spotkania autorskiego na Targach Książki w Katowicach opowiadała o swojej książce „Ballada o śpiącym lwie” (wydawnictwo Dowody) – poruszającej opowieści o Bytomiu. Nominowany do Nagrody Grand Press reportaż, nazwany przez Zbigniewa Rokitę biografią miasta, odsłania złożone losy mieszkańców, architektury, chciwości i katastrofy klimatycznej.
Autorka podkreśliła w trakcie spotkania prowadzonego przez Małgorzatę Majewską, że chciała oddać głos samemu Bytomiowi i jego mieszkańcom, a nie pisać kolejny reportaż z perspektywy zewnętrznej obserwatorki. Miasto w jej książce jest żywym organizmem – poranionym, pamiętającym i pełnym emocji. Książka pokazuje, jak historia przemysłu, górnictwa i polityki kształtowała ludzkie losy oraz tożsamość regionu.
– Główna myśl, która mi przyświecała przy pisaniu tej książki, że jest to takie miejsce, które nie potrzebuje mieszkańców. Potrzebuje rąk do pracy. Że to wszystko, wszystkie procesy, które zachodziły już od poprzednich wieków, one wszystkie były skupione na tym, żeby były ręce do pracy. To, jak weryfikowano ludzi po wojnie, czyli kto się nadaje do pracy, niech mieszka w tym mieście, damy mu dom. A ci, którzy nie rokują, będą wysiedleni. A potem zamykano kopalnie i nikt się tymi ludźmi nie interesował.
Agata Listos-Kostrzewa przyznała, że praca nad książką była długim i trudnym procesem. Autorka nie pochodzi ze Śląska, więc musiała zdobyć zaufanie mieszkańców i nauczyć się słuchać ich opowieści – często bolesnych, przemilczanych przez lata.
– Lubię tę oddolną narrację, ze strony mieszkańców, który tam żyją, którzy musieli się dopasować do miasta, musieli się tam odnaleźć i nauczyć się tam żyć. Bądź żyją od pokoleń i radzą sobie z tymi wszystkimi przeciwnościami, które zsyła na nich to miasto – opowiadała.
W centrum książki znalazły się tematy utraty, pamięci i przynależności. Autorka unika uproszczeń i pokazuje Bytom w całej jego złożoności – jako miejsce wielokulturowe, naznaczone polskością, niemieckością i żydowskim dziedzictwem.
W rozmowie pojawiły się też wątki kobiece – trudna pozycja autorki w męskim świecie górnictwa oraz rola kobiet w historii miasta, często ukrytych za męskimi losami.
Książka ma strukturę mozaiki – opowieści, wspomnienia i obrazy tworzą wielogłosową narrację, w której miasto jest osią i tłem dla ludzkich historii. Autorka mówiła, że pisała z emocji i intuicji, pozwalając, by opowieść układała się sama.
Spotkanie pokazało, że książka porusza czytelników szczerością i empatią, a Bytom – przez lata niedoceniany i milczący – dzięki autorce znów przemawia własnym głosem. (et)
Śląsk niezatarty – spotkanie z Beatą i Pawłem Pomykalskimi
Beata i Paweł Pomykalscy, autorzy od urodzenia i z wyboru związani z ukochanym Górnym Śląskiem, w najnowszej książce „Śląsk niezatarty. Krajobrazowy reportaż z miejsc zapomnianych” (wydawnictwo Księży Młyn) zabierają czytelników w podróż po miejscach, które niegdyś tętniły życiem, a dziś opustoszałe – niszczeją.
Podczas Targów Książki w Katowicach opowiadali o podróżach i o swojej twórczości. – Nasze zainteresowania to Niemcy, Czechy, Włochy i Bałkany oraz oczywiści rodzinny Śląsk. To są te miejsca, w których się specjalizujemy, którym poświęcamy książki –mówiła Beata Pomykalska.
Rozmowa koncentrowała się jednak wokół najnowszej publikacji. – Nasza książka pokazuje bogactwo kulturowe Śląska. Wybraliśmy i opisaliśmy 40 obiektów, które reprezentują dziedzictwo regionu z różnych perspektyw, są tu opuszczone, zrujnowane pałace, kościoły, hale przemysłowe, uzdrowiska – opowiadał Paweł Pomykalski. – One wiele mówią bardzo dużo o życiu ludzkim, o tym, jak czasy się zmieniają, przemieniają, jak coś, co wydawało się inwestorom budowane być na zawsze, przemijało bardzo szybko i upadało czasem bardzo gwałtownie.
„Śląsk niezatarty” to opowieść o miejscach, które kiedyś były pełne życia, a dziś są tylko milczącymi pamiątkami.
– Bardzo byśmy chcieli, żeby nasza książka za parę lat była nieaktualna, aby opisane przez nas obiekty zostały pięknie wyremontowane i służyły jakimś celom – stwierdziła Beata Pomykalska.
Spotkanie zwieńczył pokaz zdjęć śląskich obiektów, miejsc zniszczonych przez ludzkie decyzje i bezlitośnie upływający czas. (et)
Tymoteusz Skiba laureatem Złotej Magdalenki
Podczas Targów Książki w Katowicach odbyła się inauguracja nowej nagrody literackiej – Złota Magdalenka za utwór napisany, lecz jeszcze nieopublikowany. Organizatorem konkursu jest Fundacja Gutenberg, a jego patronem – Marcel Proust.
Pomysłodawca i prezes fundacji, Kajetan Maria Jaksender, podczas uroczystej gali opowiedział o genezie nagrody, inspirowanej zarówno dziedzictwem Prousta, jak i historią „magdalenki” – ciastka w kształcie muszelki, które zostało opisane w jego dziele „W poszukiwaniu straconego czasu”.
Laureatem pierwszej edycji nagrody został Tymoteusz Skiba za książkę „Chwasty. Opowiadania ruderalne”. Nagrodę stanowią: nagroda pieniężna w wysokości 50 tys. zł, nagroda rzeczowa w postaci statuetki Złotej Magdalenki oraz publikacja zwycięskiego utworu.
Projekt statuetki Złotej Magdalenki wykonany został z czarnego marmuru, złota i srebra przez projektantkę i złotniczkę Dominikę Maciejowską (Amo Ori).
Podczas gali wręczono podziękowania partnerom i mecenasom wydarzenia, w tym Fundacji Historia i Kultura.
Zwieńczeniem gali były słowa wdzięczności laureata i symboliczny toast „za literaturę, która wciąż potrafi budzić wyobraźnię”. (et)
Spotkanie z Karin Lednicką i jej opowieścią o polsko-czeskiej historii pogranicza śląskiego
Z okazji premiery książki „Krzywy kościół. Kronika powieściowa utraconego miasta: lata 1894–1921” (wydawnictwo Znak), z katowicką publicznością spotkała się czeska pisarka Karin Lednická.
Rozmowa, którą prowadził Adam Szaja, dotyczyła tożsamości regionalnej i kulturowej czeskiego Śląska, a także tematów poruszanych w powieści „Krzywy kościół” – w tym losów ludzi, którzy przybyli do regionów górniczych w poszukiwaniu pracy i nowego życia.
Rozmówczyni – pisarka pochodząca z rejonu Karwiny – opowiadała, że jej region jest wciąż mało znany i dopiero zaczyna być odkrywany przez resztę Czech, podobnie jak Górny Śląsk w Polsce kilkanaście lat temu. Ale mimo że nie ma tam tylu turystycznych atrakcji co Katowice, jak Nikiszowiec czy kopalnia Guido, to zaczyna przyciągać coraz więcej odwiedzających.
Zapytana o to, kim się czuje – czy Czeszką, czy Ślązaczką, czy Europejką, a może obywatelką świata?, przyznała, że nie czuje potrzeby jednoznacznej identyfikacji narodowej. – Jestem ze Śląska i to już dużo znaczy. Moi przodkowie przyjechali – za pracą, za lepszym życiem, z różnych stron monarchii austrowęgierskiej: z Sudetów, z pogranicza węgiersko-słowackiego – mówiła Karin Lednická.
Wyznała, że gdyby miała jasno zadeklarować, to czuje się jednak przede wszystkim Ślązaczką, a nie Czeszką, bo jej doświadczenie kulturowe i językowe jest inne niż w pozostałych częściach Czech. Wskazała, że na spotkaniach autorskich np. w Pradze, często musi tłumaczyć kwestie oczywiste dla ludzi z Górnego Śląska, dlatego w Katowicach czuje większą bliskość i zrozumienie. Określiła siebie jako „Ślązaczkę żyjącą w świecie”.
Rozmowa ukazała Śląsk jako region pogranicza i spotkań kultur, w którym historia, migracje i praca stworzyły wyjątkową, złożoną tożsamość. Jej refleksje o przeszłości regionu i postaciach literackich stały się także opowieścią o uniwersalnym doświadczeniu ludzi szukających swojego miejsca w świecie.
Karin Lednická urodziła się w 1969 roku w Karwinie, dorastała w Hawierzowie, a obecnie mieszka w Ostrawie. Można więc powiedzieć, że całe życie spędziła w regionie, którego historii poświęca swoją twórczość literacką. Zadebiutowała w 2020 roku pierwszą częścią trylogii „Šikmý kostel” (pol. Krzywy kościół), kolejne części ukazały się w latach 2021 i 2024. W 2022 roku opublikowała dramat dokumentalny „Životice: obraz (po)zapomenuté tragedie”. Za swoje książki otrzymała wiele nagród zarówno od krytyków, jak i czytelników; w 2021 roku Instytut Badań Reżimów Totalitarnych uhonorował ją Nagrodą za Wolność, Demokrację i Prawa; w 2024 roku prezydent Republiki Czeskiej odznaczył ją Medalem Za Zasługi Pierwszego Stopnia. (et)
Do gwiazd z Jarosławem Juszkiewiczem
Jarosław Juszkiewicz – dziennikarz radiowy i lektor, ekspert chorzowskiego Planetarium, znamy jako polski głos nawigacji Google Maps – zadebiutował niedawno jako autor. O swojej debiutanckiej książce „Kosmos. Wyznaczam nową trasę” (Helion) opowiadał podczas spotkania na Targach Książki w Katowicach.
Autor mówił, że jego książka jest skierowana do wszystkich, którzy interesują się kosmosem, ale nie chcą sięgać ani po hermetyczne opracowania naukowe, ani po uproszczone książki popularne. „Kosmos” ma trafić do osób ciekawych świata.
– Chciałbym, aby ta książka była też inspiracją dla młodych ludzi, żeby pomyśleli o wybieraniu swojej drogi. I daję przykład Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, który przecież wybrał drogę w kosmos w sytuacji, kiedy nie miał szans na realizację. Pierwszym z warunków do tego, żeby zostać astronautą NASA jest obywatelstwo amerykańskie. Polska należała wtedy do Europejskiej Agencji Kosmicznej. On wybrał taki kierunek, który dawał mu szansę, żeby w przyszłości polecieć w kosmos. I się udało. Drugim przykładem jest Basia Latacz, polska fizyk, która pracuje w ośrodku CERN, w takim miejscu, które się skromnie nazywa fabryką antymaterii. Basia robi rzeczy niezwykłe. Zapytałem ją kiedyś: jak ty się tu, dziewczyno, znalazłaś? A ona odpowiedziała: Przeczytałam „Anioły i demony” Dana Browna. I pomyślałam, że chciałabym pracować w tym miejscu. I jeżeli przynajmniej jedna osoba, młoda albo nawet nie młoda, po przeczytaniu mojej książki wybierze drogę w stroną kosmosu, to warto było poświęcić ten czas – mówił Jarosław Juszkiewicz.
Autor z humorem wspominał swoje pierwsze dziecięce fascynacje kosmosem – m.in. przedszkolny strój astronauty i to, jak kolejne etapy jego życia zbiegły się z misjami sond Voyager 1 i Voyager 2. Pokazał w ten sposób, że kosmos można mierzyć nie tylko odległością w latach świetlnych, ale też rytmem ludzkiego życia.
Opowiadał również o różnicy między pracą w radiu a pisaniem książki. W radiu można „zagrać dźwiękiem”, użyć muzyki czy efektu, by oddziaływać na emocje słuchacza. Tekst natomiast „musi obronić się sam”. Przyznał, że pisanie wymaga skupienia, wyciszenia i rezygnacji z wielu innych aktywności – ale to doświadczenie było dla niego rozwijające i satysfakcjonujące. Już planuje kolejną publikację.
Autor zdradził, że nie korzystał z AI do pisania książki, choć wykorzystuje ją do weryfikacji faktów (tzw. cross-checkingu). Uważa, że technologia może być wsparciem w pracy dziennikarskiej czy pisarskiej, ale nie zastąpi ludzkiego języka, emocji i doświadczenia.
Na koniec Juszkiewicz zachęcał do własnych obserwacji nieba. Wystarczy lornetka i chęć patrzenia w górę. (et)
Remigiusz Mróz o książce, która dojrzewała dziesięć lat i o granicach twórczości w erze AI
Największą publiczność w targowy piątek zgromadził Remigiusz Mróz, najpopularniejszy obecnie polski pisarz. Pretekstem to spotkania, które prowadził Marcin Waincetel, była premiera najnowszej książki Remigiusza Mroza „Węzeł czasu” (wydawnictwo W.A.B.).
Remigiusz Mróz opowiedział o genezie powieści: – Pierwszą wersję tej książki zacząłem pisać mniej więcej dekadę temu. I od tamtej pory czekała w szufladzie na lepsze czasy. Natomiast z tyłu głowy ta historia siedziała i dopominała się wydania. Pamiętałem ją jako niesamowitą przygodę, absolutnie porywającą od pierwszych stron, soczystych bohaterów i nowatorskie podejście do tematu. Więc otworzyłem tę książkę i stwierdziłem, że nadaje się cała do kosza. Jest tak beznadziejna, bohaterowie są nudni, przewidywani, stereotypowni. Historia w ogóle nie zaczyna się od niczego konkretnego. Cała ta książka została wyrzucona do kosza. Podjąłem decyzję, że piszę ją od nowa. Myślałem, że wyjdzie mniej więcej podobna historia jak tama. Okazało się, że opowieść poszła zupełnie innymi torami. Jak to zazwyczaj bywa. Mnie ta książka zaczęła zaskakiwać od samego początku właśnie tym, że postawiła na swoim i powiedziała: nie, ja jestem odrębną książką, tamta historia nie udała się, trudno zostawiamy i robimy coś zupełnie innego. No i tak się stało.
Pisarz mówił też o tym, że okładkę do książki przygotował Owen Gent. – Wydaje mi się, że jest idealna, a ja w ogóle jestem wielkim fanem jego prac. Jego ilustracje zostały zagospodarowane przez duże wydawnictwo brytyjskie Penguin do największych klasyków literatury. I zawsze w jego pracach przebija się melancholia, nie wiesz do końca wiesz, czy to jest smutek, czy to jest jakieś utracone szczęście. Gdy zobaczyłem ilustrację, która teraz jest na okładce mojej książki, to pomyślałem, że jest perfekcyjna.
Rozmowa z Remigiuszem Mrozem dotyczyła procesu twórczego, ewolucji pisarza, relacji z historią. Wspominał, że najbardziej wyczerpujący był research do „Czarnej Madonny” (egzorcyzmy) i „Parabellum” (realia II wojny światowej).
Przyznał, że lubi pracować intensywnie – po zakończeniu redakcji jednej książki natychmiast odczuwa głód pisania kolejnej.
Autor był pytany o to, czy w swojej pracy posługuje się sztuczną inteligencją?
– Otóż nie. Uważam, że sztuczna inteligencja, jeśli chodzi o sam proces twórczy, to jest najgorsza rzecz, jaką można by użyć. Ona się przydaje przy sprawach researchowych i to jest duże odciążenie autora, nie tylko mnie, bo właściwie chyba wszyscy, których znam, przy researchu już teraz z niej korzystają, może nie z czata GPT, który potrafi halucynować. (…) Amazon jest teraz zalany książkami w całości napisanymi przez AI i skoro tyle ich jest, to zakładam, że ktoś to kupuje i czyta. Po co? Nie mam bladego pojęcia. Widziałem na X, że ktoś wyrzucił prompta, żeby Grok napisał fragment czegoś w stylu Remigiusza Mroza. Z ciekawością to przeczytałem. Problem polegał na tym, że Grok ewidentnie nie wchłonął mojej książki pod tytułem „O pisaniu”, bo robił wszystkie te błędy, których pisałem, żeby nie robić. Więc jeżeli taka jest przyszłość AI, to ja się o pisanie nie boję.
Remigiusz Mróz – najpopularniejszy polski pisarz, doktor nauk prawnych. Urodzony 15 stycznia 1987 roku w Opolu, ukończył z wyróżnieniem Akademię Leona Koźmińskiego w Warszawie, gdzie doktoryzował się z prawa konstytucyjnego. Jego książki rozeszły się w Polsce w jedenastu milionach egzemplarzy, został także uhonorowany szeregiem nagród literackich i kulturalnych. Za granicą reprezentowany jest przez jedną z najbardziej wpływowych agencji literackich, The Knight Agency z siedzibą w Nowym Jorku. W swoich książkach często łączy wątki fabularne z komentarzem społeczno-politycznym.
Literatura jako system wczesnego ostrzegania
W targowy piątek na Scenie Głównej Targów Książki w Katowicach dr Artur Madaliński, dyrektor Biblioteki Śląskiej, poprowadził rozmowę z dziennikarką i pisarką Agatą Passent oraz literaturoznawcą prof. Wojciechem Śmieją o tym, jak literatura reaguje na zmiany społeczne, polityczne i kulturowe.
Paneliści zastanawiali się nad tym, czy literatura może działać jako system wczesnego ostrzegania? Czy klasyczne teksty mogą nadal diagnozować naszą współczesność? I czy literatura potrafi przewidywać przyszłość?
Prof. Śmieja wspominał o tym, że w Niemczech realizowany jest projekt „Cassandra”, finansowany przez tamtejsze ministerstwo obrony, którego celem jest badanie literatury jako źródła możliwych scenariuszy przyszłości.
Padały przykłady twórców, którzy „przewidzieli” rozwój technologii (Stanisław Lem), katastrofy społeczne (James Baldwin, Philip Roth, Primo Levi, Michel Houellebecq), kryzys klimatyczny (Tadeusz Konwicki) czy kryzys imigracyjny (Janusz Głowacki).
Prof. Śmieja podał też przykład Doroty Masłowskiej, której zbiór opowiadań „Magiczna rana” oddaje rozziew języka i doświadczenia, frustracje współczesnego człowieka.
Z kolei Agata Passent wskazała na pisarstwo Oksany Zabużko, która jej zdaniem była kasandrą, ostrzegała, że imperializm rosyjski się nie zatrzymuje. – I nikt jej nie słuchał. Oni nas przestrzegają – Baldwin, Tołstoj, Lem… – ale mechanizm wyparcia jest w nas bardzo silny. I może to dobra wiadomość dla pisarzy, bo zaczynamy za każdym razem od nowa.
Pisarze, zdaniem prof. Śmiei, najlepiej czują język – wyłapują zmiany społeczne, które najpierw pojawiają się w języku. Dzięki temu literatura potrafi diagnozować rzeczywistość, zanim zrobią to socjologowie czy naukowcy.
Uczestnicy stwierdzili, że nikt nie przewidział tak dokładnie wpływu mediów społecznościowych i manipulacji w sieci – literatura „nie zdążyła” przed rzeczywistością.
Śmieja podkreślił, że literatura klasyczna, jak „Antygona”, zawiera uniwersalne wzorce i moralne dylematy, które powracają w nowych kontekstach. Również literatura popularna ma wartość prognostyczną – odzwierciedla społeczne marzenia i kompleksy.
– Czytanie ratuje mój humanizm – powiedziała Agata Passent. Wskazała także, że literatura ma duże znaczenie w sztafecie rodzinnej – niezwykle ważne jest przekazywanie pasji do literatury z pokolenia na pokolenie.
Zgodnie przyznano, że czytanie samo w sobie jest schronieniem – w świecie lęku i chaosu książka staje się azylem, podobnie biblioteka.
Uczestnicy żartobliwie przyznali, że czytanie bywa nałogiem, ale „dobrym”, który może przedłużać życie i chronić psychicznie. (et)
Targi Książki w Katowicach oficjalnie otwarte
Tam, gdzie książka spotyka człowieka
Targi Książki w Katowicach trwają od 7 do 9 listopada. Choć uroczysta inauguracja wydarzenia odbyła się w piątek o godz. 13, to już od rana Międzynarodowe Centrum Kongresowe tętniło życiem.
Zebranych gości przywitał Jacek Oryl, dyrektor Targów Książki w Katowicach, wiceprezes zarządu Fundacji Historia i Kultura, organizatora targów: – Przed nami trzy dni targów, łącznie ponad 150 wydarzeń, spotkań z autorami reportaży, literatury faktów, literatury pięknej, z kraju i z zagranicy, naukowcami. Nie zabraknie rozmów o historii Śląska. Silnie akcentowany akcent śląski jest charakterystyczny dla Targów Książki w Katowicach. Inne targi, a sporo ich znamy w Polsce, a część z nich sami organizujemy, nie mają takiej cechy, że dużo mówimy o regionie, w którym targi się odbywają i cieszy się to zawsze bardzo dużym zainteresowaniem publiczności.
Tradycyjnie w uroczystym otwarciu targów wziął udział Waldemar Bojarun, wiceprezydent Miasta Katowice, które jest współgospodarzem targów. – Nie ukrywam uśmiechu na twarzy, gdy mam otwierać akurat tę imprezę targową. Cieszy mnie ta liczba młodych ludzi, którzy przychodzą do Międzynarodowego Centrum Kongresowego na spotkanie z książkami. Czy może być coś piękniejszego? Z punktu widzenia rozwoju miasta, z punktu widzenia rozwoju naszych regionów, chyba nie. Ja od dawna nie ukrywam wielkiej radości, że Fundacja Historia i Kultura podjęła trud organizacji tego niezwykłego przedsięwzięcia. I już po raz kolejny możemy w Katowicach witać wszystkich miłośników książek. Drodzy Państwo, nie ma nic piękniejszego niż spokojny wieczór i szelest kartek.
I dodał: – Jestem przekonany, że z Fundacją jesteśmy w stanie zorganizować kolejne przedsięwzięcia skierowane do wszystkich mieszkańców – zarówno Katowic i Górnego Śląska, jak i całego województwa.
Do zgromadzonej publiczności zwrócił się również Krzysztof Pieczyński, wiceprzewodniczący rady miasta Katowice: – Niezmiernie się cieszę, że spotykamy się po raz kolejny na targach książki w Katowicach, które są świetnym miejscem na targi. Mieliśmy uznanych pisarzy związanych z Katowicami, z naszym regionem, jak Alfreda Szklarskiego, Gustawa Morcinka, Wilhelma Szewczyka, Stanisława Ligonia. Mamy też mamy współczesnych, znakomitych pisarzy: Martę Fox, Szczepana Twardocha, Wojciecha Kuczoka czy też Zbigniewa Rokitę. I niezmiernie cieszy mnie dzisiejsza frekwencja, a szczególnie cieszy widok wielu młodych ludzi. Myślę więc, że Katowice łączą, książka łączy katowicką przeszłość, teraźniejszość, a jak patrzę na frekwencję, to również i przyszłość.
Partnerem merytorycznym targów jest Biblioteka Śląska. Jej dyrektor Artur Madaliński powiedział ważne słowa: – Literatura jest instrukcją obsługi życia, instrukcją obsługi, jak rozumieć inny punkt widzenia, instrukcją obsługi, jak powinna pracować wyobraźnia. Życzę, żeby Państwo czytali literaturę jako instrukcję obsługi życia i tego, co nam się w świecie bardzo rozchybotanym, targanym rozmaitymi kryzysami, przydarza.
Sonia Draga, prezeska Federacji Europejskich Wydawców, wydawczyni, w swoim przemówieniu zwracała uwagę na to, że świat wydawniczy staje w obliczu ogromnych wyzwań. Rozwój sztucznej inteligencji radykalnie zmienia świat książki, przynosząc zarówno szanse, jak i poważne zagrożenia. Podkreśla potrzebę odpowiednich regulacji prawnych i uczciwego oznaczania treści tworzonych przez AI. Jednocześnie apeluje, by nie traktować sztucznej inteligencji jako przeciwnika, lecz jako narzędzie wspierające kreatywność. Przyszłość literatury – jak mówi – zależy od mądrej współpracy człowieka z technologią oraz od pielęgnowania bezpośrednich, ludzkich relacji w kulturze. – Nie wzbraniajmy się stosowania sztucznej inteligencji wszędzie tam, gdzie może ona ułatwić nam i przyspieszyć pracę. A dzięki oszczędności czasu skupmy się na większej kreatywności i lepszym wykorzystaniu ludzkich możliwości. Taką okazją z pewnością są targi i festiwale literackie, podczas których mamy możliwość spotkań i rozmów z prawdziwymi twórcami. Oni też mogą nam dostarczyć w ten sposób przeżywania prawdziwych emocji – powiedziała szefowa FEP.
Do jej słów nawiązała Ewelina Kosałka-Passia redaktor naczelna Radia Katowice: – Mam nadzieję, że Państwo zawsze będziecie wybierać książki napisane przez żywych pisarzy i zawsze Państwo będziecie wybierać radio prowadzone w 100 proc. przez żywych prezenterów. O zagrożeniach i o tym styku, który łączy książki, sztuczną inteligencję i radio będziemy rozmawiać z naszymi ekspertami na targach. Życzę Państwu, żebyście wyszli z siatkami wyładowanymi książkami, a później usiedli w fotelu i czytając książkę, słuchali Radia Katowice.
W tworzenie programu targów obok Biblioteki Śląskiej aktywnie włączyły się instytucje: Muzeum Śląskie, Radio Katowice i Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach.
– Targi książki to ważne kulturalne wydarzenie. Dlatego aktywnie włączany się w uczestnictwo i zapraszamy na nasze stoisko. Życzę wszystkim skutecznych poszukiwań odpowiednich książek, najlepszych lektur – mówiła Anna Fałat, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach. (et)
Targi Książki w Katowicach odbywają się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym (pl. Sławika i Antalla 1).
sobota, 8 listopada: 10:00-19:00
niedziela, 9 listopada: 10:00-17:00
Wstęp na Targi jest biletowany.













