W Polsce dzieci z utęsknieniem czekają na pierwszy dzień wiosny – dla nich dzień wagarowicza. Jaka jest geneza tego zwyczaju?
Tego nie wie nikt. Językoznawcy nazwę wagary wywodzą od łacińskiego słowa vagari, które oznaczało „włóczyć się”, błąkać się”. Pierwszy raz pojawia się w drugiej połowie XVI wieku w literaturze angielskiej. W języku polskim określenie wagary upowszechnia się na przełomie XIX i XX wieku. Wynika to z faktu, że wtedy jeszcze łacina była językiem, którego nauczano w szkole i młodzież używała w mowie tego rodzaju makaronizmów. Ba, na oznaczenie ucieczki ze szkoły funkcjonował rzeczownik „wagusy”. Stefan Żeromski w Przedwiośniu opisywał jak Cezary Baryka: „Całe teraz dnie spędzał poza domem na łobuzerii z kolegami, na grach, zabawach, eskapadach i wagusach”.
Jak dawniej w Polsce świętowano początek wiosny?
W czasach przedchrześcijańskich początek wiosny to tak zwane Jare Święto związane z Matką Ziemią, które polegało na wspólnym obcowaniu i zabawach, a przede wszystkim na czynieniu możliwie jak największego hałasu, by nie tylko odpędzić zimę, ale zerwać z wyrka zaspanego Perkuna – boga błyskawic. Do jego obowiązków należało bowiem odbycie aktu miłosnego z Matką Ziemią. Dopiero w łonie zapłodnionej w ten sposób Ziemi ludzie mogli składać ziarno. Potwierdzenie konsumpcji tej boskiej miłości stanowił pierwszy piorun pojawiający się na wiosnę, który oznaczał sygnał do rozpoczęcia prac polowych. To z tradycji przepędzania zimy wywodzi się ponadto zwyczaj stukania jajkami (tzw. walatka), do którego przystępowano w okresie przesilenia wiosennego, gdy po niebie przeciągały wielkie chmary ptaków. Ale to nie koniec, bo w celu zapewnienia urodzaju skorupki z jajek zakopywano w sadach lub na polach. Jare Święto to również rytuał sadzenia młodych drzewek, między korzeniami których umieszczano resztki świątecznego kołacza.
Wiosna to szczególny okres w życiu człowieka i przyrody – jakie inne święta przypadały w tym okresie w przeszłości?
Trzeba przede wszystkim podkreślić, że to chrześcijańska Wielkanoc obchodzona w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca „podkradła” niemal wszystkie obrzędy święta Jarych Godów, „łaskawie” zostawiając na dzień równonocy jedynie topienie Marzanny, określanej też mianem Śmierciuchy, a to z racji tego, że zdaniem Długosza, była ona starosłowiańską boginią zimy i… śmierci. Wielkanoc „przejęła” zwyczaj polewania wodą (dyngusa), co ludziom miało zapewnić zdrowie i rozwój, podobnie jak niezbędny do wzrostu roślin jest deszcz. Na Śląsku następnego dnia po utopieniu Marzanny wnoszono tzw. maik lub gaik, którym najczęściej była gałąź jodły lub sosny. Młodzież chodziła od chałupy do chałupy z takimi chaberdziami ozdabianymi koralikami, świecidełkami, wstążkami i kwiatami, śpiewając:
Do tego domu wstępujemy
Zdrowia, szczęścia winszujemy
Zdrowia, szczęścia i wszystkiego
Od Jezusa, od samego
Na ten nowy rok
Co go nam Pan Bóg dał
Nasz gaik zielony, pięknie ustrojony.
Ludzie z wytęsknieniem czekali na nowe zbiory, jakie rośliny pierwsze pojawiały się wiosną i czy przypisywano im symboliczny charakter?
Rytm wiosennych świąt rzeczywiście narzucała przyroda, warunkująca zajęcia i sposób życia chłopa. Trudno mówić o zbiorach na wiosnę, to w naszej kulturze raczej pora siewu, a w kręgu śródziemnomorskim na przykład to czas przycinania winorośli. U nas natomiast konstruowano wiechy, które później pod wpływem chrześcijaństwa przekształciły się w palemki – niezbędny element Niedzieli Palmowej. Palmy powstawały z gałązek wierzby, która w symbolice Kościoła miała szczególne znaczenie, bo stanowiła symbol zmartwychwstania i nieśmiertelności duszy. Po poświęceniu wierzbowe witki znajdowały różnorakie zastosowanie. Zjadało się trzy bazie, aby nie bolało gardło. Gałązki wsadzone za święty obraz mogły się przydać przy „odpędzaniu” chmur gradowych. Krzyżyki zrobione z tych gałązek i wetknięte w rolę mogły tak samo chronić przed klęskami, a także przysparzać urodzaju. Niewiele z ich świetności pozostało do dzisiaj, czas wyraźnie je ograniczył w mocy i zmniejszył do paru skromnych gałązek.
Skąd wzięła się tradycja oszukiwania i robienia żartów?
To miało być jakby remedium na Wielki Post, podczas którego obowiązywały różnorakie ograniczenia. Gorzkie Żale i surowe nauki rekolekcjonistów tworzyły szczególną atmosferę tego okresu. Tylko w nielicznych momentach świat jaśniał i najlegalniej, bez niczyich sprzeciwów, mógł korzystać z uroków niefrasobliwości. Był nim Prima Aprilis. Aby było nomen omen śmieszniej, nie wiadomo skąd owo figlarne dziecię przywędrowało, pewnie – jak niemal wszystko – skądś z Zachodu. W każdym bądź razie dla Wacława Potockiego w XVII wieku to już „moda staroletnia”.
Początek tego zwyczaju niektórzy wywodzą od uroczystości dawnych Rzymian na cześć bożka śmiechu i wesołości, wiadomo bowiem, iż potomkowie Remusa i Romulusa w dniu l kwietnia rozpoczynali nowy rok. Znawca tematu, Władysław Kopaliński podaje, że stanowi on pozostałość rzymskiego święta Cerealiów obchodzonych ku czci Cerery na początku kwietnia. Według legendy Prozerpina zbierała narcyzy na Polach Elizejskich, gdy Pluton ją porwał do Hadesu; jej matka, Cerera, usłyszawszy jej krzyki, wyruszyła na poszukiwanie „głosu” lub „echa głosu” i została wyprowadzona w pole.
„Inni utrzymują – podaje Zygmunt Gloger – że Żydzi, nie wierząc w Zmartwychwstanie Pańskie (Chrystus Pan, dnia 30 marca przybity na krzyżu, w dniu l kwietnia powstał z grobu), żołnierzy i wszystkich uczyli kłamać”. Według innej wersji, dla pierwszych chrześcijan ten pogański rytuał był „solą w oku” i aby do niego zniechęcić zaczęli wiązać Prima Aprilis z Judaszem Iskariotą. Ten, który zdradził Jezusa, miał przyjść na świat właśnie 1 kwietnia i dlatego data ta wywoływała natychmiastowe skojarzenia z fałszem i mówieniem nieprawdy.
Czy polski Prima Aprilis ma jakieś charakterystyczne elementy i jak wygląda w innych krajach?
We wszystkich krajach świętowanie tego zwyczaju ma dość podobny scenariusz, ale nosi różne nazwy: Francuzi celebrują „Dzień kwietniowej ryby”, podczas gdy dla Anglików to „Dzień głupców” (Szkoci mają „Polowanie na głupca”, a żart primaaprilisowy nazywają … „kukułką”). W Portugalii to „Dzień kłamstwa”, ale co ciekawe Hiszpanie obchodzą swój „Dzień niewiniątek” już 28 marca. Jak wszędzie wymyśla się podstępy, płata figle np. przestawiając zegarek. Tego dnia media dołączają do zabawy i bardzo często publikują niewiarygodne, zmyślone informacje, a i tak wielu daje się na nie nabrać. W Polsce w dawnych czasach rozsyłano listy ze zmyślonymi wiadomościami, stąd przysłowie: „Na prima Aprilis nie wierz, bo się omylisz”. Proszę zatem uważać tego dnia na maile, które wprawdzie wyparły tradycyjną pocztę, ale przez żartownisiów mogą zostać wykorzystane w ten sam sposób co niegdysiejsze epistoły.
Jarosław Molenda – absolwent wydziału filologii polskiej i klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, zajmuje się szeroko pojmowaną publicystyką historyczną i popularno-naukową, jego teksty ukazywały się m.in. „Archeologii żywej”, „Focus” i „Focus Historia”, „Miejsca Święte”, „Mówią wieki”, „Wiedza i Życie”, „Żyj długo. Pismo o zdrowiu”. Jego pasją są podróże, był członkiem kolegium redakcyjnego „Encyklopedii Geograficznej Świata”, obecnie pisuje m.in. do „Globtrotera”, magazynu o Skandynawii „Zew Północy”, jest dziennikarzem magazynu podróżników „Dookoła Świata” oraz członkiem Polskiego Klubu Przygody i South American Explorers. Jest współodkrywcą prekolumbijskich ruin w Peru oraz jednym z trzech pierwszych Polaków, którzy dotarli do najwyżej położonych ruin inkaskich w Andach.
W swoich podróżach dociera nie tylko do rzadko odwiedzanych miejsc, lecz również poznaje świat nomen omen od kuchni, bo uważa, że tradycje kulinarne narodów są równie ważne dla ich tożsamości jak zabytki. Efektem tych eskapad są książki „Rośliny, które zmieniły świat”, „Historia roślin jadalnych” oraz – w przygotowaniu – „Dziesięć ogrodów świata. Podróże tropem roślin, które udomowiły człowieka” o raz „Historia używek. Jak stymulanty roślinne wpływały na poczynania człowieka i jego dzieje”. Jarosław Molenda jest również autorem przewodnika historycznego „Wyspy Grecji” oraz bestsellerowych biografii „Krystyna Skarbek. Królowa podziemia czy zdrajczyni?” oraz „Polki przeklęte? Wielkie kobiety – dramatyczne biografie”.