Olga Śmiechowicz i Krzysztof Bartnicki byli bohaterami spotkania „Przekładanie tekstu, przekładanie świata” zorganizowanego na Targach Książki w Katowicach przez Bibliotekę Śląską.
Pretekstem do rozmowy były wydanie przekładów, których autorami byli oboje twórcy.
Olga Śmiechowicz jest hellenistką, tłumaczką, teatrolożką. Nakładem Wydawnictwa Biblioteki Śląskiej ukazały się nowego przekładu „Lizystraty” i „Żab” Arystofanesa w jej tłumaczeniu i opracowaniu.
Z kolei Krzysztof Bartnicki to pisarz, tłumacz, słownikarz, laureat Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody „Literatury na Świecie”, który dokonał spopolszczenia „Pieśni świętojańskiej o Sobótce” Jana Kochanowskiego. Wydawnictwo Biblioteki Śląskiej wydało jego pracę pt. „Garutko sobotniej ropy, czyli Jana Kochanowskiego ‘Pieśni świętojańskiej o Sobótce’ (1586) spopolszczenie w sześć par prawie tekstów”.
Jerzy Jarniewicz, który prowadził spotkanie, podkreślał, jak bardzo przełomowe są dzieła Olgi Śmiechowicz i Krzysztofa Bartnickiego, jak bardzo są twórcze i potrzebne.
– Olga Śmichowicz przełożyła komedię Arystofanesa, co jest wydarzeniem, o którym powinno się w polskiej humanistyce mówić na lewo i prawo, toczyć spory, toczyć awantury, dyskutować, debatować, pisać na okrągło. To dzieło jest ponadgatunkowe i nie daje się podsumować żadną z istniejących etykiet.
Jak tłumaczyła sama autorka: – Mój przekład jest bardzo skonkretyzowany, ta strategia tłumaczeniowa była bardzo konkretnie skalibrowana, jeżeli chodzi o to, jak poprowadzić całość tekstu. „Lizystrata” została bowiem przetłumaczona w kontekście Strajku Kobiet. I to bardzo mocno ustawiło moją optykę patrzenia na oryginał. Wprowadziłam nawiązania do czarnych protestów, do haseł, które były wykorzystywane na transparentach w trakcie manifestacji, ale oczywiście do tego są odpowiednie przypisy, gdzie pokazuję, jak jest w oryginale. Trzeba zaznaczyć, że Arystofanes pisał swój tekst w języku sobie współczesnym potoczystym, językiem ulicy.
Krzysztof Bartnicki swoje dzieło nazwał spopolszczeniem.
– To nie jest przekład, bo odbywa się w ramach tego swojego języka. To przełożenie języka Jana Kochanowskiego na język współczesności. Nie czuję, że jestem w awangardzie. Uważam, że jesteśmy w tyle za Zachodem jeśli chodzi o przekładnie tekstów staroliterackich na nowe media – tłumaczył autor. W jego tekście pojawiają się nawiązania do tekstów raperskich. – Stare teksty kojarzą się z ramotą. U Kochanowskiego pieśni to element zabawowy, obecnie rap kojarzy się z zabawą – wyjaśniał. Spopolszczyłem Kochanowskiego poprzez język rapu, czyli popkulturę.
A Jerzy Jarniewicz dodał: – Literatura nie jest ponadczasowa. Chociażby dlatego, że język się starzeje. Literatura dawna staje się nieczytelna z powodu zmian w świecie. Uważam, te przekłady to niezwykle ważne dzieła. Wy sproblematyzowaliście pojęcie „przekład”. Te książki zapraszają do namysłu, co jest literaturą i przewartościowania czegoś takiego jak kanon literacki. Zajęliście się tekstami kanonicznymi, które cieszą się wyjątkowym społecznym prestiżem.
– Nie tłumaczę po to, żeby zadawalać filologów klasycznych, tylko żeby sprawić, żeby jak najwięcej ludzi sięgało po klasykę, skoro stare przekłady już nie są zbyt atrakcyjne. Literaturę należy łączyć ze współczesnością, żeby do nas przemawiała. Tłumaczę po to, żeby te teksty ciągle żyły. To nie jest wprowadzenie nowego tekstu do polskiej literatury, wówczas nie podjęłabym się przekładu.
– Wiele te książki różni, ale mają też ze sobą wspólnego: to teksty pisane są nie dla oka, ale dla ucha – spuentował Jerzy Jarniewicz. (ET)